Gitarzysta

Subiektywna lista Top 21 użytkowników Les Paula (czytaj więcej na http://topguitar.pl)

1.Jimmy Page. Od lat jestem w niewielkim obozie tych, którzy niespecjalnie cenią dokonania Page’a za wyjątkiem jednej, góra dwóch płyt. Niemniej jednak jego pozycja w świecie gitary jest na tyle niepodważalna, że właściwie byłoby samobójstwem nie pisać o nim jako WYBITNYM użytkowniku tego najpopularniejszego modelu Gibsona. Nie wgłębiając się w szczegóły konstrukcyjne modeli, jakich używał, warto pamiętać, że jest odpowiedzialny za dość innowacyjną i niezwykłą modyfikację instrumentu – użycie systemu TransPerformance, który pozwala na przestrajanie gitary w czasie rzeczywistym dzięki zaprogramowanym strojeniom, którymi dyryguje komputer sprzężony z silniczkami.

Jimmy Page

2.Jeff Beck. Co prawda „przestracił” się na dobre i przez ostatnie trzydzieści lat nie wypuszcza z ręki Stratów, to jednak nagrania „Blow By Blow” i „Wired” oraz The Yardbirds kojarzone są z Beckiem trzymającym w dłoni Les Paula. No i jego nowatorskie użycie „The Bag” – akustyczno-elektrycznego urządzenia do modyfikacji brzmienia, czyli słynna „talking guitar”.

3.Ace Frehley. No tak – Kissów w Polsce lubi się słabo albo wcale. Zresztą sam nie jestem fanem ich maskarady, a utwory po latach – hmm… Może pomińmy milczeniem. OK., zostało parę hitów, ale czy ktoś chce ich jeszcze słuchać? Dlaczego Frehley? Bo to pierwszy tak kiczowato przemalowany gość, który pokazywał się z Les Paulem. I do tego jeszcze jakim! Aż trzy przystawki w modelu Custom, czyli maksimum cukru w cukrze!
4.Al Di Meola. Jego precyzyjne wymiatanie i przyczynek do rozwoju sceny fusion to kawałek gitarowej historii. Był chyba pierwszym użytkownikiem Les Paula, który zagrał na tej gitarze tak szybko, z tak niedoścignioną precyzją, rozmachem i fantazją. Wykorzystywał też Les Paula wespół z syntezatorami gitarowymi. Teraz co prawda ukazują się gitary innych firm sygnowane jego imieniem, ale my pamiętamy, że najlepsze nagrania popełnił z Les Paulem w dłoniach!

5.George Harrison. Najbardziej niedoceniany przez lata Beatles i jego Les Paul „Lucy” podarowany notabene przez Erica Claptona to nie tylko bohaterowie „While My Guitar Gently Weeps”, ale wielu innych kompozycji Beatlesów również. To nic, że solo we wspomnianym utworze machnął za niewierzącego w siebie Harrisona Eric „Slowhand” Clapton. Fakt, że George napisał tę piosenkę daje mu pewne miejsce w tym zestawieniu.

6.Billy Gibbons. Ten gość wie, jak wyciskać soki z Pearly Gates 59! Zagrał na nim także świetne pauzy, które są ważnym elementem najpiękniejszych blues-rockowych fraz jego autorstwa. Popełnił także tym narzędziem power riffy, które rozsławiły teksański boogie rock na świecie. Sound Billego i całego ZZ Top oparty jest na wielu gitarach, ale spytajcie brodatego gitarzystę, czy wyobraża sobie życie bez Les Paula!

7.Randy Rhoads. Kremowy Les Paul, szalejący Ozzy próbujący wznieść się ponad legendę Black Sabbath i „Crazy Train”. Czyż to nie były wspaniałe chwile? OK., są tacy, którzy wolą Rhoadsa z Jacksonem, ale ten kremowy Les Paul jest taki papieski, taki nieskazitelny. Na pewno tam u góry Randy gra na Les Paulu.

8.Bob Marley. No tak, kilku czytających pewnie się zakrztusiło. Wiadomo, reggae to nie jest muza, która pozwala gitarzystom na szczególne rozwinięcie warsztatu, eksponowanie swoich umiejętności itd. Bob jednakowoż potrafi bardzo sprytnie wykorzystać pewne strony barwy Les Paula w taki sposób, że idealnie wpasowywał się w brzmienie jego przebojów.

9.Gary Moore. Irlandzki bluesman, balladzista, a przez moment i heavyrockowiec (ktoś pamięta „After The War”?) to ambasador Gibsona i Les Paula przede wszystkim. Możemy wyliczać na palcach obu rąk ilość „gitarowych momentów” autorstwa tego muzyka, ale wystarczy wspomnieć „Still Got The Blues”. Przecież ten roztapiający serca numer, bez którego nie można wyobrazić sobie żadnej radiowej playlisty, zna nawet Wasza żona, narzeczona, kochanka lub najdroższy przyjaciel.

10.Joe Perry. Nawet w momentach największych odlotów nie wypuszcza Les Paula z ręki. Podobno. No, ale to nie potwierdzone wiadomości. To, co znamy, to riffy, które rozsławiły Aerosmith. Kombinacja Perry/Les Paul to gwarancja wesołego, gitarowego bujania podczas wakacyjnych wypraw i szalonych imprez w rockowym klimacie. Oczywiście można sobie wyobrazić historię rocka BEZ pana Perry’ego z gitarą w dłoni i jego kolegi „wielkie usta”, ale ja bez tych panów tej historii nie widzę!

Joe Perry

Joe Perry

TopGuitar -  prenumerata promocja

11.Slash. Kapelusz, „Sweet Child O Mine”, „Welcome To The Jungle”, potem dłuuugo nic i… reszta utworów Gunsów. Także gościnnie u Kravitza i śp. Michała Jacksona. Facio odrodził Les Paulem rock’n’rolla. Przynajmniej tak uważało pod koniec lat 90. wielu bardzo mądrych panów od muzyki i showbusinessu. Ja im wierzę, bo ta muzyka starzeje się jak dobre wino. Całej rzeszy wyrobów gitaropodobnych grających utwory piosenkopodobne rzekłbym. Slashujecie, czy nie?

12.John Sykes. Kto to? No… napisał i zagrał największe przeboje WHITESNAKE, które tu i ówdzie snują się po stacjach radiowych lub wciąż ściągane są jako zbiory empetrójek z torrenta. Ten thinlizzowaty jegomość pokazał w latach 80. najbardziej rozbuchane brzmienie Les Paula, które na skutek marketingowych zabiegów utonęło wówczas w pudrze i lukrze. W wersji zremasterowanej brzmi ponadczasowo. Wibrato z łapy nie do podrobienia. Riffy również.

John Sykes - Thin Lizzy - Warszawa -  Stodoła - Koncert
John Sykes na koncercie w Warszawie.

13. Neal Schon. Kto lubi JOURNEY? Ręka do góry! Nie widzę… A solowego Schona? O jest parę osób. A u kogo grał na początku? Nie, z Claptonem nie grał. Z J.M. Jarre’m też nie. Z Santaną grał. I od początku robił to bardzo dobrze. Teraz Neal Schon odrodził się wraz z zespołem. Formy zresztą nigdy na dobre nie stracił. Jako jeden z niewielu śmiałków posiada zamontowanego w Les Paulu Floyd Rose’a.

14.Tadeusz Nalepa. Nestor polskiego bluesa. I jakkolwiek daleko znad Wisły do Missisipi, to jednak w twórczości Nalepy jest to „coś”, co daje nieśmiertelność. Tak jak w przypadku Harrisona czy Gary’ego Moore’a – wystarczyło nagrać „Kiedy byłem małym chłopcem” i nie trzeba już nikomu niczego udowadniać.

15.Frank Zappa. Cóż to chyba jedna z najbarwniejszych osobowości wśród użytkowników Les Pauli. Nuty, które zaserwował na krążku „Shut Up’n Play Yer Guitar”, są niezwykłe nawet dziś. Bez Franka Steve Vai i paru innych gitarzystów nie grałoby tak „dziwnie” i zarazem odkrywczo. Spośród „lespaulowiczów” Mr Zappa miał z pewnością najbardziej niewyparzony język i najbardziej znane poglądy na sprawy polityczne i społeczne.

16.Zakk Wylde. Ozzy O. ma nosa do wymiataczy na Les Paulach. Brodaty piwożłop o potężnym brzmieniu pomalował gitarę w kółka, dzięki czemu jest rozpoznawalny nawet o zmierzchu. Ale o tym, że stał się rockowym herosem zadecydowały pełne wykopu riffy i dramatyczne sola, którymi hojnie częstuje także na płytach własnej formacji BLACK LABEL SOCIETY.

17.Paul McCartney. Z solówkami u niego średnio, ale po pierwsze – trzyma Les Paula odwrotnie, a po drugie napisał wiele przebojów i zmienił muzykę na zawsze. Jest także wierny temu instrumentowi od początku swojej kariery i za tę niezłomną postawę także należy mu się nagroda.

18.Paul Kossoff i Peter Green – duet świetnych bluesmanów, którzy niestety zbyt często sięgali po używki, co mocno zaważyło na ich karierach, kończąc przedwcześnie pierwszą i przerywając oraz niszcząc drugą. Zdaję sobie sprawę, że dla uczących się grać na wiośle małolatów ich muza może wydawać się anachroniczna, ale tych dwóch muzyków, którzy znaczyli wiele na przełomie lat 60. i 70. miało wielki wpływ na kilka pokoleń swoich następców. Zresztą znacie znacie riff „All Right Now” i melodię „Black Magic Woman”?

19.Steve Hackett. Wielki nieznajomy. Dlaczego? Kiedyś gdy pewna grupa aspirujących, młodych muzyków, którzy być może są już teraz osiadłymi na laurach tatusiami słuchającymi Madonny, podjęła dyskusję w pociągu, po koncercie (metalowym!), w której to dyskusji pojawiło się nazwisko tego gitarzysty. Nikt go nie znał, prócz jednego, niewysokiego młodzieńca. Stawiam na to, że z nich wszystkich tylko on wciąż interesuje się gitarową muzyką. Hacketta lubimy bardziej za GTR niż za GENESIS. Aczkolwiek są wyjątki.

20.Buckethead. Kolejny muzyk-przebieraniec w tym zestawieniu. Jego Gibson jest powiększony niczym zestaw w KFC, ma killswitcha, piękny biały kolor i służy do wykonywania zabójczych dla drobiu riffów. O ile z facetów z Kiss można się pośmiać, o tyle spotkanie z Bucketheadem i jego gitarą w ciemnej ulicy może skończyć się zawałem. Wielbiciel gitarowej schizofrenii w kilku odmianach i producent niepowtarzalnych klimatów.

21.Pat Martino. Ostatnia pozycja w tym rankingu nie oznacza, że jest słabszy od tych powyżej. Jest niepowtarzalny, niepodrabialny i w dużej mierze niedoceniany jako jeden z najlepszych jazzmanów grających na gitarze. Przez swą chorobę musiał nauczyć się grać ponownie na swoim Les Paulu i udało mu się wrócić do wspaniałej formy. Na pewno jest także jednym z najbardziej eleganckich użytkowników tej gitary.